Wytyczne
Parazytozy przez wiele lat stanowiły duży problem
zdrowotny i terapeutyczny, dotykały najczęściej osób
ubogich, żyjących w skrajnie ciężkich warunkach i mogły przez swój
niejednokrotnie przewlekły przebieg
prowadzić do pogorszenia jakości życia lub nawet
do inwalidztwa. W związku ze zmianami środowiska, a także dzięki
poprawie warunków higienicznych ludzi i metod hodowli zwierząt,
obciążenie parazytozami
ulega istotnym zmianom. Zmniejszeniu ulega w Polsce
częstość występowania parazytoz kosmopolitycznych, a w związku z coraz
dalszymi i dłuższymi podróżami
zwiększa się liczba zawlekanych parazytoz tropikalnych.
Wyjątek stanowi pełzakowica jelitowa, którą notuje się
coraz rzadziej, najprawdopodobniej dzięki unikaniu picia
nieprzegotowanej wody w krajach tropikalnych oraz
przestrzeganiu zasad higienicznego żywienia. Odnotowane
pojedyncze przypadki to najczęściej powikłania pełzakowicy w postaci
ropni wątroby.
Spadki i wzrosty
Od 1994 roku obserwujemy spadek częstości zarażeń
ludzi włośniem krętym. Wcześniej każdego
roku notowano od około 100 do 600 przypadków. W skali Europy wyjątek stanowią niektóre kraje
bałkańskie, m.in. Rumunia, Chorwacja, Serbia,
gdzie w ostatnich latach notuje się wzrost liczby
zarażeń. W Polsce zmianie uległa również epidemiologia
tego pasożyta, który występuje obecnie
przede wszystkim wśród dzików. Szacuje się,
że dziki są zarażone 1000 razy częściej niż świnie. W przypadku legalnego uboju, mięso świń
zawsze jest poddawane badaniu na obecność larw
włośnia. Niestety nie wszyscy myśliwi pamiętają o tym obowiązku w stosunku do zwierząt dzikich
lub też decydują się na przebadanie tylko jednego
zwierzęcia, wychodząc z błędnego założenia,
że jeśli jeden dzik jest zdrowy, to inne też na pewno
będą. W ostatnich latach zmianie uległy również
metody diagnostyczne. Praktycznie odchodzi
się od stosowanej w przeszłości trychinoskopii
(oglądania pod mikroskopoem odpowiedniej
liczby wycinków mięśni) na rzecz wytrawiania
tkanek sztucznym sokiem żołądkowym. Nowa
technika umożliwia poddanie jednorazowemu
badaniu dużo większej objętości mięsa i zwiększa
prawdopodobieństwo wykrycia włośnia.
Groźna bąblowica
Od 2000 roku coraz większym problemem w Polsce
jest bąblowica wielojamowa (alweokokoza),
wywoływana przez pasożyta
Echinococcus multilocularis. W latach 1995–1999 zgłoszono 7
przypadków, w 2000–2004: 26, w 2005–2009: 55,
natomiast w ciągu ostatniego półtora roku już 20
przypadków! Polska znajduje się obecnie, zaraz
po krajach alpejskich, na 4. miejscu w Europie
pod względem liczby wykrytych przypadków alweokokozy.
Bąblowica wielojamowa jest trudna w leczeniu, może prowadzić do rozwoju wielu
powikłań, w tym zgonu. Rozpoznane w Polsce
przypadki to jedynie szczyt góry lodowej. Szacuje
się, że może ich być nawet 6–8-krotnie więcej
niż rzeczywiście zostało zgłoszonych. Na wzrost
liczby rozpoznanych przypadków ma też wpływ
większa świadomość lekarzy, jak i społeczeństwa,
ale wciąż się zdarza, że chorzy z guzem wątroby
zostają odesłani do domu z oddziałów onkologii,
jeśli w wykonanej biopsji nie stwierdzi się komórek
nowotworowych. Niewłaściwie zdiagnozowany
chory, a przez to nieleczony, umiera zazwyczaj w ciągu 10 lat. Pasożyt bardzo wcześnie nacieka
naczynia wnęki wątroby, żyłę główną i drogi żółciowe,
jednocześnie dając wczesne przerzuty odległe.
Ze względu na palczasty sposób naciekania
radykalna resekcja chirurgiczna często jest już
niemożliwa do wykonania w chwili rozpoznania.
Następnie dochodzi do rozwoju zaburzeń funkcji
wątroby, utrudnienia spływu żółci i przepływu
krwi, a wtórnie do szybkiego rozwoju marskości i niewydolności wątroby.
W przypadku bąblowca wielojamowego żywicielem
ostatecznym w Europie jest lis rudy – jenot,
ale zarażone mogą być też psy i koty. Człowiek
zaraża się głównie przez połknięcie jaj obecnych
na surowych owocach leśnych, grzybach lub w wodzie.
Zarazić możemy się jednak nie nie tylko w lesie.
Lisy podchodzą bowiem pod zagrody ludzkie,
zarówno na wsi, jak i w mieście. Jaja pasożyta są
bardzo odporne zarówno na wysychanie, mrożenie,
jak i temperaturę. Obserwowany wzrost
liczby zachorowań w ostatnich latach wynika m.
in. z 4-krotnego zwiększenia populacji lisów. Drugą
przyczyną zwiększonej liczby odnotowanych
zachorowań jest poprawa diagnostyki, zwłaszcza
zwiększenie dostępności do badań obrazowych. W razie wykrycia zmiany guzowatej w wątrobie
istnieje możliwość potwierdzenia rozpoznania za
pomocą badania serologicznego.
Inne parazytozy rodzime W Polsce wciąż występują pasożyty jelitowe, takie
jak węgorek jelitowy wywołujący węgorczycę,
której występowanie najczęściej jest notowane w Polsce południowo-wschodniej. Notowane są
też pojedyncze przypadki tasiemczycy – najczęściej
wywołanej przez tasiemca nieuzbrojonego. W latach 1997–2006 zgłoszono w sumie ponad
3,5 tysiąca zarażeń różnymi gatunkami tasiemców,
na szczęście w ostatnich latach widać
wyraźną tendencję spadkową. Wciąż występuje
też glistnica, ale dokładnych danych na ten
temat brakuje, gdyż parazytoza ta nie podlega
obowiązkowi zgłaszania, tymczasem ocenia się,
że w skali świata zarażonych może być 25%
osób. Niekompletne dane z naszego kraju mówią
natomiast, że, w zależności od badanej grupy,
1–18% populacji Polaków zarażonych jest glistą
ludzką, choć w niektórych grupach wiekowych,
zwłaszcza wśród dzieci, problem ten może być
jeszcze większy. Podobnie sytuacja kształtuje
się w przypadku włosogłówczycy. Mając przed
sobą takie szacunkowe dane, jeszcze większy
niepokój budzą doniesienia o stosowaniu w niektórych
gospodarstwach obornika z domieszką
ludzkich odchodów.
Zupełnie nową zoonozą, w przeszłości niewystępującą w Polsce, jest dirofi larioza. Pasożyty
występują u człowieka pod skórą, nie dochodzi
jednak do ich pełnego rozwoju, który zatrzymuje
się na etapie larwalnym. Są to naturalne pasożyty
zwierząt domowych (psów i kotów), a do
zarażenia dochodzi zwykle poprzez ukłucie
owadów – przenosicieli. Do zarażenia Toxocarą
dochodzi w piaskownicach i na trawnikach zanieczyszczonych
ich odchodami. Z tego względu
najczęściej chorują dzieci, a objawy są niespecyfi
czne i przypominają zespół larwy skórnej
wędrującej z tworzeniem podskórnych guzków.
Bioterroryzm i niedobory odporności
Na liście patogenów bioterrorystycznych znajduje
się m.in.
Cryptosporidium spp. Te powszechnie
występujące w środowisku patogeny odzwierzęce i ludzkie, które bardzo łatwo namnażają
się w przewodzie pokarmowym i wydalane z kałem
mogą zanieczyszczać wodę pitną i żywność. W związku z brakiem żywiciela pośredniego pasożyt
ten może łatwo się rozprzestrzeniać. Głównym
objawem zarażenia człowieka jest poważna
wodnista biegunka. W skali świata wspomniany
pasożyt odpowiada za 4–20% wszystkich biegunek. W 1993 roku w Stanach Zjednoczonych w miejscowości Milwaukee tuż nad wielkimi
jeziorami kanadyjskimi, doszło do skażenia
wody pitnej i zarażenia około 400 tysięcy osób z prawie milionowego miasta. 4 tysiące chorych
musiało zostać hospitalizowanych, a 104 osoby
zmarły. Byli to głównie pacjenci z upośledzeniem
odporności, u których parazytozy, niezależnie
od rodzaju, przebiegają bardziej inwazyjnie, wywołując
poważne powikłania.
Niebezpieczne ocieplanie się klimatu
Polska została uznana za kraj wolny od malarii
rodzimej w 1966 r. Wywoływał ją zarodziec z gatunku
Plasmodium vivax, który występował
głównie na Żuławach i Polesiu. Stale występuje
jednak malaria zawlekana, a każdego roku notuje
się 20–50 przypadków. Ile osób choruje za granicą,
tego nie wiemy. W Polsce wciąż występuje
wektor zarodźca komara z rodzaju
Anopheles –
musiałoby jednak dojść do dużego ocieplenia klimatu,
aby zapewnić odpowiednio długi czas do
rozwoju pasożyta. Istnieje natomiast możliwość
zarażenia się w pobliżu lotniska (tak zwana malaria
lotniskowa), w wyniku pokłucia przez komara,
który przyleciał w samolocie i przebywał
wokół lotniska. W Polsce taki przypadek jeszcze
się nie zdarzył, ale na świecie malaria lotniskowa
była już wielokrotnie notowana.
Ocieplenie klimatu może również doprowadzić
do zwiększenia częstości zarażeń węgorkami
lub tęgoryjcami. W ich cyklu rozwojowym nie
występuje żywiciel pośredni, a człowiek może być dla nich jedynym żywicielem. Używanie odchodów
ludzkich do użyźniania gleby zwiększa
ryzyko zarażenia.
Leiszmanioza trzewna, występująca w całej
południowej Europie, w ciągu najbliższych lat raczej
nie będzie w stanie naturalnie dotrzeć do Polski.
Trudno jednak przewidzieć, co wydarzy się,
gdy temperatura wzrośnie o kilka stopni. Transmisja z drobnych zwierząt, jak i zarażonych ludzi
może odbywać się nie tylko za pośrednictwem
muchówek z rodzaju
Phlebotomus, ale również
podczas używania wspólnych igieł i strzykawek
przez osoby przyjmujące narkotyki.
Zdarzają się przypadki ponad rocznego leczenia
zaburzeń hematologicznych – oczywiście
nieskutecznego – gdy w rzeczywistości jest to
nierozpoznana leiszmanioza.
Jako ciekawostkę należy przytoczyć przypadek
śpiączki afrykańskiej, którą wykryto po raz
pierwszy w Polsce u pacjenta w Poznaniu. Okazało
się, że została ona pokłuta przez muchę tse-tse
bezpośrednio przed wylotem z Afryki. Z uwagi na
coraz liczniejsze podróże lotnicze, w przyszłości
tego typu przypadków może być więcej.
Leczenie
Leczenie większości robaczyc w Polsce utrudnione
jest ze względu na ograniczoną dostępność leków i ich cenę. Albendazol,
stosowany między innymi w leczeniu bąblowicy, toksokarozy, owsicy
i wągrzycy,
aktualnie dostępny jest tylko w ramach
importu docelowego i z tego względu nie jest refundowany
przez NFZ. Miesięczna terapia to
koszt 500–700 zł, często nie do udźwignięcia przez
chorych na bąblowicę wielojamową. A należy pamiętać,
że chorują na nią głównie osoby z terenów
wiejskich, dorabiające zbieraniem owoców runa
leśnego. Pacjentów tych nie stać na wykupienie
leków, w związku z tym nie stosują się do zaleceń,
zwłaszcza jeśli leczenie jest wielotygodniowe lub
wielomiesięczne. Przerywają leczenie, a choroba
postępuje. Jak do tej pory ani Ministerstwo
Zdrowia, ani Narodowy Fundusz Zdrowia nie są
zainteresowani refundacją tego leku. Dlaczego
część bardzo potrzebnych leków do dziś nie została
zarejestrowana w Polsce? Ponieważ chorych jest
wciąż za mało, aby fi rmom opłacało się inwestować w bardzo kosztowną
procedurę rejestracji. Można
przewidzieć, że firmy i tak nigdy nie odzyskałyby
poniesionych kosztów. Mimo wielokrotnych prób
rozwiązania problemu importu docelowego do dziś
nie udało się nic zmienić i gdyby nie zapobiegliwość
lekarzy pracujących w poszczególnych placówkach
szpitalnych i zamawianie leków dostępnych w imporcie
docelowym w ramach tak zwanych potrzeb
doraźnych, pacjenci po prostu umieraliby zgodnie z przepisami. Wydaje
się, że niezbędne jest wprowadzenie
odrębnych zasad obrotu tak zwanymi
lekami sierocymi.
Statystyki
Obserwując wyniki badań zwierząt w ubojniach,
okazuje się, że wśród milionów świń zabijanych
corocznie w Polsce w 2010 r. wykryto zaledwie 12
przypadków włośnicy. Mięso zostało oczywiście
poddane w tych przypadkach utylizacji. W przypadku
motylicy wątrobowej liczba zarażeń wśród
zwierząt utrzymuje się na stałym poziomie i wynosi
około 125 tysięcy przypadków rocznie, choć w ostatnim okresie odnotowano
niewielki spadek. O około 15% w stosunku do lat 2009 i 2010 zmalała
liczba zarażeń bąblowicą jednojamową (
Echinococcus
granulosus), co wiąże się ze zmianą sposobu
hodowli zwierząt. W dużych gospodarstwach
pasze przygotowywane są w znacznie lepszych
warunkach, a rolnicy przykładają wagę do profi -
laktyki, systematycznie odrobaczając zwierzęta, w tym psy, w ramach procedur przewidzianych dla
programów hodowlanych i hodowli zamkniętych. W rezultacie w ciągu ostatnich 5 lat doszło do
zmniejszenia częstości występowania bąblowicy
jednojamowej z prawie 670 tysięcy przypadków
wśród trzody chlewnej w 2005 roku do 157 tysięcy w 2010 r. Odnotowano również 22 przypadki bąblowicy
jednojamowej u bydła, co jest zjawiskiem niezwykle
rzadkim. Dla człowieka przypadki te nie są
na szczęście groźne, wskazują jedynie na warunki, w jakich odbywa się hodowla zwierząt, a dokładnie
na obecność w chlewach i oborach gryzoni, które
mogą być zarażone tym pasożytem.
Źródło: http://infekcje.mp.pl