Jeśli do tych nakładów doliczy
się środki kierowane na edukację
wszystkich szczebli, inwestycje w wiedzę wzrosną w OECD (Organizacja
Współpacy Gospodarczej i Rozwoju) do 9 proc. PKB. Oznacza
to, że w elitarnym klubie rozwiniętych i wschodzących gospodarek
świata prawie co dziesiąte euro,
co dziesiątego dolara, funta, jena
czy co dziesiątą złotówkę średnio
przeznacza się na najwyższe cele,
czyli finansowanie lepszej przyszłości.
Brzmi to w sumie nie najgorzej,
ale z tegorocznego raportu organizacji
na temat nauki, badań i innowacyjności
wynika, że tę przeciętną
zawyżają bardziej zasobne kraje, a te na dorobku, do których zalicza
się Polska, mocno ją zaniżają.
Duże różnice w UE
W USA i Japonii tradycyjnie inwestycje w wiedzę – od laboratoriów
po uniwersyteckie campusy – docenia
się najbardziej, lokując, odpowiednio
po 6,6 i 5,0 proc. całego
PKB. Unia Europejska, której wydatki
tylko na badania i rozwój od 1995
r. rosną szybciej niż w Ameryce, ma
jednak niski punkt wyjściowy – zaledwie
3,8 proc. PKB.
We wszystkich krajach OECD
wydatki wyłącznie na badania i rozwój osiągnęły w 2003 r. prawie
680 mld dol., co stanowi równowartość
2,24 proc. PKB państw
członkowskich. Najwięcej środków
ze swego PKB wydziela na ten cel
Szwecja (4 proc.), za którą podążają
Finlandia i Japonia (w obu
przypadkach powyżej 3,0 proc.).
Ameryka z niespełna 2,5 proc. jest
dopiero szósta, za Koreą Południową,
ale na USA wypada aż 284,6
mld dol. wydatków. Polska przeznaczyła
na ten cel 2,5 mld dol.
(dane za 2003 r.), co daje zaledwie
0,6 proc. PKB – czterokrotnie
mniej od przeciętnej – i przedostatnią
pozycję w organizacji. W rozwiniętych krajach jest regułą,
że większość nakładów na
R&D finansuje sektor biznesu –
średnia dla OECD wynosi 68 proc.
– zaś reszta przypada na rządy, a w minimalnym stopniu na inne
podmioty. W Polsce tendencja jest
wciąż odwrotna, przedsiębiorstwa
finansują tylko 30 proc. wszystkich
wydatków na badania i rozwój,
podczas gdy rząd ma w gestii aż 60
proc. środków.
Polska w ogonie
Państwo finansuje w Polsce badania
we wszystkich placówkach
naukowych, w tym w Polskiej Akademii
Nauk, instytutach i uczelniach.
62 proc. środków idzie na
działalność statutową placówek naukowych,
czyli ich utrzymanie, 20
proc. kieruje się na projekty badawcze,
realizowane na zasadach
konkursowych przez uczonych lub
zespoły, 13 proc. pochłaniają inwestycje
budowlane i zakupy aparatury
naukowej, ok. 2 proc. przeznacza
się na działalność wspomagającą
badania (biblioteki, bazy danych).
Joanna Kulesza z Ministerstwa
Nauki i Informatyzacji podkreśla,
że mamy najniższy w Europie
wskaźnik wydatków budżetowych
na badania i rozwój – 0,31
proc. PKB.
Większość naszych firm także
nie dostrzega konieczności kierowania
środków na te cele. Na przykład
spółka Ceramika Tarona z Tarczyna,
która w krótkim czasie nie tylko
opanowała, ale i udoskonaliła technologię
produkcji płytek klinkierowych
– najszlachetniejszego z wyrobów
ceramicznych, po wydaniu w zeszłym roku 1 mln zł, obecnie
spoczęła na laurach. Na badania i rozwój nie dała ani grosza. Zerowe
nakłady ma również jeden z niedawnych
potentatów przemysłu meblarskiego
Swarzędz Meble. Firma
zresztą cienko przędzie, liczy na poprawę
sytuacji tylko dzięki kolejnej
emisji akcji. Na tym tle całkiem dobrze
wypada Wytwórnia Silników
„PZL-Mielec”, gdzie nakłady na cele
rozwojowe wynoszą 1,5-2,0 mln
zł, wobec 200-300 tys. zł kierowanych
na park maszynowy i gdzie realizuje
się ogólnopolski projekt badawczy z puli KBN. Za prawdziwego
prymusa można natomiast
uznać KGHM, który wydaje 30
mln zł rocznie, co w latach chudych
stanowi ponad 10 proc. nakładów
inwestycyjnych. Kombinat współpracuje z wieloma uczelniami, w 2004 r. zawarł 118 umów na realizację
prac badawczo-rozwojowych,
175 umów na ekspertyzy z zakresu
nauki i techniki.
Małe firmy są niedoceniane
Na całym świecie małe i średnie
firmy (SME) odgrywają ważną rolę w innowacyjności. Są one stale
źródłem przemian technologicznych,
wynalazczości i presji konkurencyjnej,
co sprawia, że wielkie firmy
także muszą zmieniać swoje
technologie, aby utrzymywać dotychczasową
przewagę. Ale znaczenie
SME bardzo się różni w poszczególnych
gospodarkach
OECD – wynika z tegorocznego raportu
organizacji. Na firmy zatrudniające
poniżej 250 pracowników w Nowej Zelandii przypada aż 72
proc. udziału w badaniach prowadzonych w tym kraju przez biznes. W Norwegii ten udział wynosi 70
proc, w Irlandii i Grecji po 49
proc., w wielkich krajach Unii Europejskiej
sięga on tylko jednej piątej, w USA nie przekracza 15 proc.,
podczas gdy w Japonii wynosi zaledwie
9 proc. wszystkich przedsięwzięć
badawczo-rozwojowych podejmowanych
przez biznes. Polska
lokuje się tu mniej więcej w środku
państw członkowskich, ze stawką
ok. 38 proc.
Co ciekawe, zróżnicowanie pogłębia
się jeszcze bardziej w przypadku
finansowania przez rządy
prac badawczo-rozwojowych biznesu. W Irlandii, Nowej Zelandii i Australii
małe i średnie firmy otrzymują
co najmniej 75 proc. środków kierowanych
przez rządy na te cele, a ponad połowa tych nakładów wędruje
do małych spółek, zatrudniających
poniżej 50 osób. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, Francji i USA,
podobnie jak w szeregu mniejszych
krajów, np. Turcji, rządy finansują
badania wyłącznie w wielkich koncernach.
Tadeusz Bardzo, Gazeta Prawna,
Komentarz:
Sama różnica kosztowa nie wystarczy
Mirosław Proppe, dyrektor KPMG
nasza konkurencyjność w Europie i świecie zależy
od tego, jak nowoczesną i innowacyjną mamy
gospodarkę. Obecnie jesteśmy w stanie konkurować z krajami starej Unii dzięki różnicy kosztowej, ale ta
różnica nie będzie trwała wiecznie. Za chwilę zaczniemy
odczuwać konkurencję ze strony Rumunii, Bułgarii,
Ukrainy i – co bardzo prawdopodobne – Białorusi.
Nie ma więc odwrotu od poszukiwania innych źródeł
przewagi konkurencyjnej. Nasze przedsiębiorstwa i państwo dzisiaj za dużo nie inwestują w badania i rozwój. Polskie firmy
nie widzą związku pomiędzy nauką, wydatkami na ten cel a własnym
rozwojem i przewagą strategiczną. Pojawia się zatem kwestia
dialogu między przedsiębiorstwami i środowiskiem naukowym. W kwietniu odbyła się konferencja podsumowująca rok w Unii Europejskiej.
Panel zajmujący się problemami polskiej nauki i przedsiębiorczości
potwierdził, że ani naukowcy, ani przedsiębiorcy ze sobą nie
rozmawiają, w związku z czym nie wiedzą, kto, czego potrzebuje. A jeśli
nie wiedzą, wówczas ze sobą nie współpracują. To zacznie się teraz
szybko zmieniać – część zagranicznych firm technologicznych przenosi
do nas swoje centra rozwojowe, jak Siemens we Wrocławiu czy IBM i Motorola w Krakowie. Te firmy pokażą naszym przedsiębiorcom, że
związek ten jest możliwy i można dzięki niemu wiele skorzystać. Z drugiej
strony polscy naukowcy i instytucje naukowe powinny lepiej zrozumieć
oczekiwania i potrzeby przedsiębiorstw. Z naszych badań wynika,
że jak na razie, rozwijając swoją zagraniczną ekspansję, polskie
firmy stawiają na innowacyjność dopiero na trzecim miejscu.
http://laboratoria.net/home/10584.html